Apodyktyczna, impulsywna, a przy tym niepoprawnie romantyczna Agatha z przerażeniem myśli o rychłym ślubie swojego byłego męża, Jamesa Laceya. Choć ostatnio wzdycha do przystojnego i czarującego Francuza, nie może uporać się z miłosnymi demonami przeszłości. Gdy jednak postanawia definitywnie zapomnieć o Jamesie, okazuje się, że jego młoda narzeczona zostaje zastrzelona kilka minut przed złożeniem przysięgi małżeńskiej. Agatha jest główną podejrzaną... opis wydawcy
Agatha Raisin i śmierć przed ołtarzem to kolejny tom, w którym prym wiodą romanse i porywy serca głównej bohaterki, no i pojawia się jej były mąż. Wątek powracającego Jamesa jest w moim odczuciu ewidentnym odgrzewaniem kotleta – już trudno zliczyć, ile razy on się pojawia i powraca, a Agatha po raz kolejny naiwnie ma motyle w brzuchu. Całość napisana jest jak zawsze – w sposób bardzo lekki, nieskomplikowany, bardzo przyjemny w odbiorze, co sprawiło, że czas z nią spędziłam był naprawdę miły, choć osobiście uważam, że owa część jest jedną z tych słabszych. Nawet jak na komedię kryminalną – za dużo zawirowań sercowych głównej bohaterki, które wydają się być wciąż tak samo naiwne, a za mało wątków kryminalnych. Choć jak zawsze Agatha jak zawsze jest w coś zaplątana – tego nie mogło zabraknąć, choć nie zmienia to faktu, że miłosne wzloty głównej bohaterki względem Jamesa są już męczące.
Agatha Raisin i śmierć przed ołtarzem jest w moim odczuciu częścią dość przeciętną, wręcz jedną ze słabszych z tego cyklu – nawet w standardach jak na czytadło, jakim jest w sumie cała seria. Czy polecam? Jako kontynuacje – może i tak, ale myślę, że nawet pomijając tę część na spokojnie można czytać kolejne części.
Szkoda, że taka słaba część.
OdpowiedzUsuńJa nie poznałam jeszcze tej serii, ale w przyszłości nie mówię jej nie.
OdpowiedzUsuńTeż nie mówię nie, ale wersji papierowej, pozdrowienia :-) .
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta część odbiegała jakością od innych tomów.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że rozczarowała Cię ta część.
OdpowiedzUsuńCzytadła odpowiednio dawkowane są spoko, zwłaszcza w formie audiobooków. Całkiem dobrze wspominam "Życie Cię Kocha, Lili", słuchało się sympatycznie, plus fabuła będąca pretekstem do przedstawiania afirmacji to całkiem spoko pomysł. Sorka, że nie na temat, tak mi się skojarzyło.
OdpowiedzUsuń