Tytuł: Pięćdziesiąt twarzy Greya
Autor: E.L.James (Erika Leonard)
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ocena: 0/6
Balansujemy na delikatnej huśtawce,
którą stanowi nasz dziwny układ – na samych końcach, wahając
się, a ona chwieje się niebezpiecznie. Oboje musimy przejść
bliżej środka. Mam jedynie nadzieję, że żadne z nas podczas tej
próby nie spadnie.
Od kilku dobrych miesięcy wszyscy się
zaczytują w owej bestsellerowej trylogii książek o Greyu, w
mediach aż wrze od pseudotwórczości (twórczością prawdziwą
bałabym się to nazywać) pani James i wielu ludzi aż sika z
podniecenia na choćby jedno słowo o tej serii. A co w niej takiego
wyjątkowego? I ja postanowiłam się o tym przekonać, chociaż
ewidentnie nie miałam na nią ochoty, jednak ktoś chciał poznać
moją opinię o Pięćdziesięciu twarzach Greya.
O fabule tej pozycji nie ma co nawet
pisać, bo czytając ją miałam wrażenie, że jej akcja jest równie
rozbudowana, jak zlepek kilku filmów porno. No cóż... Kilku
bohaterów na krzyż, a cała akcja to wstęp, seks, wyrzuty
sumienia, ochota na bzykanko, seks, wyrzuty sumienia, ochota na
bzykanko, seks, wyrzuty sumienia, ochota na bzykanko, seks i po raz
kolejny wyrzuty sumienia będące zakończeniem. No cóż, jak widać
nie jest ona zbyt rozbudowana ani fascynująca, często wręcz
irytująca.
Do Pięćdziesięciu twarzy Greya
podeszłam z wielką dozą sceptycyzmu, więc dlatego moje rozczarowanie po skończeniu lektury nie było aż tak wielkie, ale jednak nasunęło się kilka przemyśleń. Po pierwsze, o co chodziło autorce, kiedy tworzyła tę książkę, co chciała przekazać. Jakieś wartości? Wydaje mi się, że niekoniecznie, bo moim zdaniem jedynym przesłaniem płynącym z tej książki jest jedno wielkie stwierdzenie, że seks jest fajny i to wokół niego powinno się wszystko kręcić. Nie mówię, że to jest do kitu, niehigieniczne i obrzydliwe, ale czy to on ma być centrum wszystkiego? Podniecenie czytelnika? No, chyba tak, choć ten sam efekt, ba, nawet lepszy i to w zdecydowanie krótszym czasie, da obejrzenie pornosa. Więc z czego wynika taka popularność tej książki? Sama nie wiem? Czy z tego że ludzie chcą zaspokoić swoje seksualne potrzeby i fantazje, a lepiej się przyznać, że przeczytało się książkę niż obejrzało film dla dorosłych z pięknymi paniami nadmuchanymi sylikonem piersiami? No na to wychodzi. W dzisiejszych czasach seks i nagość są wszędzie. Płaskie brzuchu i roznegliżowane ciała wyskakują w Internecie, są w reklamach dachówek, samochodów czy nawet batoników. (Tak swoją drogą, czy to nie przesada? Przecież te reklamy oglądają także dzieci!). Do tego w większości filmów są sceny łóżkowe, często pokazane w bardzo dobitny i jednoznaczny sposób. Także w wielu książkach pojawia się motyw miłości cielesnej. Wszystko fajnie i pięknie, jeżeli jest to tylko mało znaczący wątek w książce, będący jakimś przerywnikiem czy czymś takim. Ale żeby pisać książkę, której fabuła opiera się tylko i wyłącznie na tym? Jak dla mnie przesada. I nie dość, że akcjaPięćdziesięciu twarzy Greya kręci się wokół jednego, to
jeszcze jest napisana językiem banalnym, mało literackim, momentami
wręcz prymitywnym. Przyznam szczerze, że tak naprawdę nie potrafię
znaleźć w książce nic co uznałabym za ciekawe. Jak dla mnie
gniot w najczystszej postaci i to w dodatku taki, którym wielu ludzi
się zachwyca, a media opiewają go bestsellerem. Jak dla mnie jest w
tym wszystkim coś niezrozumiałego. Ja tylko się ciesze, że
czytałam ją na tablecie jako darmowego e-booka i nie wydałam na
nią ani grosza. Gdybym ją kupiła, to byłyby to najgorzej
zainwestowane pieniądze w moim życiu, a po kolejne części nawet
nie zamierzam sięgać.
Reasumując, Pięćdziesiąt twarzy Greya to książka z serii bez kija nie podchodź. Nie polecam jej nikomu, bo po co marnować na nią czas i pieniądze? Naprawdę nie warto. Jeżeli szukasz podniecenia, to naprawdę lepiej będzie jak obejrzysz sobie taki jeden filmik dla dorosłych. Uwierz na słowo. Istne 50 odcieni irytacji!
Reasumując, Pięćdziesiąt twarzy Greya to książka z serii bez kija nie podchodź. Nie polecam jej nikomu, bo po co marnować na nią czas i pieniądze? Naprawdę nie warto. Jeżeli szukasz podniecenia, to naprawdę lepiej będzie jak obejrzysz sobie taki jeden filmik dla dorosłych. Uwierz na słowo. Istne 50 odcieni irytacji!
Też tak to widzę;) |
Mam już za sobą kilka powieści erotycznych, ale, o dziwo!, nie czytałam jeszcze Grey'a. Pomimo wielu negatywnych opinii, chcę zapoznać się z nim, aby móc wyrazić własne zdanie na temat tej trylogii. :)
OdpowiedzUsuńOcena 1/6 to i tak za dużo :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i moja wewnętrzna bogini ma niezły ubaw - tańczy sambę i tupie małą nóżką :P Święty Barnaba i podświadomość Any rządzą! A tak serio, to tragedia, ale przynajmniej można się pośmiać, choć to raczej śmiech goryczy ;)
OdpowiedzUsuńhehe, ta książka potrafi wkurzać ;p
OdpowiedzUsuńDobra ocena i demot, który oddaje wszystko! Nie wiem, co w tym dobrego...
OdpowiedzUsuńwww.zdrowosportowo.blogspot.com <- Pozdrawia, Zaprasza !
A ja wciąż jeszcze tego światowego bestselleru nie przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńJa tzw. literaturę erotyczną (pornograficzną) omijam szerokim łukiem. Ubolewam straszliwie, że po wielkim boomie na wampiry, przyszedł czas na seks. Cieszę się, że zrobiłaś to dla ludzkości, przeczytałaś (ja nie mam sumienia katować tym moich oczu) i skrytykowałaś. Uważam, że trzeba tępić:
OdpowiedzUsuńa) to, że wszyscy teraz piszą książki
b) kiepską (delikatnie mówiąc) literaturę
O Greyu oczywiście słyszałam i zachwyt nad nim mnie załamuje. Niech sobie kobiety spisują swoje fantazje erotyczne, skoro mają taką potrzebę, ale niech im to zostanie w szufladzie. Myślę sobie, że kobiety, które czytają takie rzeczy, muszą mieć w sumie kiepską wyobraźnię.
Pozdrawiam serdecznie!
A ja generalnie coraz bardziej zmieniam zdanie na temat tego fenomenu. Przygotowuję się do opisu więc watch da space ;)
OdpowiedzUsuńFenomen tej książki nie jest zbudowany na seksie czy jego ostrzejszej odmianie, bo większość przeciętnych ludzi takie BDSM ma za sobą. To, co EL James opisuje jest generalnie bardzo słabe i koniunkturalne, opisuje tyle ile wspólczesny czytelnik , a raczej czytelniczka może znieść, by nie poczuć odrazy czy obrzydzenia,a lekkie mrowienie w wiadomym miejscu. Od tego zależy sukces finansowy ,a o to chodziło. Także seks nie jest tu najważniejszy, bo mimo iż dla kobiet seks może jest ważny to kiedy w grę wchodzą uczucia układ sił się zmienia. A kiedy jest to jeszcze współczesna bajka o kopciuszku i księciu, pięknym, sexy, bogatym i oddanym, a przede wszystkim szczerze nas pragnącym to lecimy do niej jak ćmy do ognia. O to tu chodzi James sprzedaje marzenia o byciu młodą, pożądaną i kochaną przez ideał ze skazą, którą jedynie my możemy naprawić, ukochać, pocałować i posklejać. Pokazuje nam świat połamanego faceta, którego tylko my jesteśmy w stanie ocalić. O to tu chodzi. O nawet najmniejszą osóbkę, która może zmienić bieg wydarzeń;)Opisy erotyczne musiały być, bo inaczej książka przeszłaby bez echa. Na rynku aż roi się od romansów, romanssideł i romansików. Są w nich mniej lub bardziej dobitne opisy, ale BDSM pojawia się dopiero tu z takim natężeniem, bo z impetem wkracza w strefę uczuć, a to się do tej pory nie godziło, nie pasowało do siebie. Bo jakże tak: tu ostre scenki z klapsami w tle, a dalej waniliowy seks, paralotnia, wyznania miłości na kolanach etc. Chodzi o podanie nam w przyjemny, wciągający sposób historii, w której główna bohaterka staje się kimś ważnym, w której szara myszka może zmienić świat, a przynajmniej świat jednej osoby, która dla niej staje się uniwersum. Poza tym kobiety lubią szczęśliwe zakończenia. A też nie ukrywam inaczej się na to patrzy z perspektywy doświadczenia i gdy ma się więcej lat na karku. Ja nie mam nawet trzydziestki,ale zupełnie inaczej interpretuję to,co dla Ciebie jest odpychające. I jeszcze jedna ostatnia kwestia: oceniajmy książki czy filmy w ich własnych kategoriach. Jeśli chcesz dobre, uznane pozycje w których jest seks i samotność weź Rotha, Jelinek czy Houellebeq'a. Ale jeśli chcesz po prostu opowiastkę o miłości z pokojem zabaw w tle to jest właśnie taka rzecz. Nie aspiruje wcale do bycia czyms więcej. To po prostu zgrabny,relaksujący romans, bo właśnie takie jest jego przeznaczenie. Ale brawo za odwagę,że po niego sięgnęłaś:) pozdrawiam Foxey Lady:)
OdpowiedzUsuńO jaki świat mały ;)
OdpowiedzUsuńhaha nie inaczej;)
OdpowiedzUsuńa ja właśnie czytam tego Greya(Hadziu, jak się zapewne domyślasz, ja to robię tylko z jednego powodu, i nie jest nim ubogacenie mojej wyobraźni erotycznej, czy czegoś takiego). generalnie zgadzam się z Twoją ogólną oceną książki, która wartości nie ma żadnych, a nawet sceny seksu są naciągane, ja bym tego "pieprzeniem"- wybaczcie wyrażenie, ale sama autorka tak nazywa przedstawiany w książce seks- nie nazwała, bo generalnie uczuć tam za dużo. jak najbardziej trafiony obrazek pod recenzją- od razu rzuciło mi się podobieństwo, niemal istne odzwierciedlenie "Zmierzchu", co mnie okropnie irytuje. zgadzam się z przedmówczynią "kamyk"- uwielbiam wewnętrzne rozmowy głównej bohaterki, nieźle się można przy tym ubawić. z jednym się tylko nie zgodzę w recenzji- jak się chce podniecić(a nie ma się własnego faceta), to książki erotyczne są o wiele lepsze od pornoli. uwierzcie na słowo, na prawdę wiem co mówię, bo nie bez powodu sięgnęłam po tą książkę.
OdpowiedzUsuń