poniedziałek, 7 lutego 2022

"Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" Zbigniew Rokita

Tytuł: Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku
Autor: Zbigniew Rokita
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 320
Ocena: 5.5/6



Bo są tacy, którzy z jakiegoś powodu potrzebują owinąć się tożsamością szczelnie, po szyję. I ja też tak mam. A tam, gdzie brakuje treści, górę bierze forma i stąd już krótka droga do radykalizmu.




Kiedy podczas spisu ludności w 2001 tato wpisał mi i bratu obywatelstwo polskie i narodowość śląską – zrodził się we mnie bunt. Choć sama miałam wtedy tylko osiem lat to już wtedy wiedziałam, że śląskość to tylko część mojej historii – tylko jeden dziadek Ślązak, babcia z centralnej Polski, a drudzy dziadkowie z Kresów Wschodnich. Na następnych spisach byłam już pełnoletnia i sama o sobie decydowałam i wpisywałam sobie narodowość polską. Dopiero jak zaczęłam studia zaoczne w Krakowie i później się tutaj przeprowadziłam w mojej świadomości zaczęła się kształtować tożsamość, że nie jestem stąd, dopiero wtedy zaczęła się kształtować świadomość, że jestem Ślązaczką, że jestem ze Śląska. To właśnie z powodu tej historii tak zaintrygowała mnie książka Zbigniewa Rokity pt. Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku.

Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą. Swoją śląskość wypierałem. W podstawówce pani Chmiel grała nam na akordeonie Rotę, a ja nie miałem pojęcia, że ów plujący w twarz Niemiec z pieśni był moim przodkiem. O swoich korzeniach wiedziałem mało. Nie wierzyłem, że na Śląsku przed wojną odbyła się jakakolwiek historia. Moi antenaci byli jakby z innej planety, nosili jakieś niemożliwe imiona: Urban, Reinhold, Liselotte. Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących „nieistniejącą” narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia.                                                                                                                                             opis wydawcy

Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku to tak naprawdę historia tego, jak autor zaczął zgłębiać swoją historię w poszukiwaniu własnej tożsamości. Książka jest napisana w sposób i bardzo przyjemny w odbiorze, autor stworzył książkę jakby snując piękną, rodzinną opowieść, a ja się momentami czułam jakbym słuchała własnych rodzinnych historii z ust taty czy dziadka. W moim odczuciu autor wykazał się sporą znajomością tematu i dużym researchem oraz poszukiwaniami własnej historii. Choć całość jest napisana językiem polskim, a nie gwarą (z wyjątkiem zamieszczonych cytatów po śląsku), to autor wplata tak dobrze mi znane śląskie słowa jak ujek, chabaź, bambetle, klapsznita czy bajtel. Słowa, których znaczenie dobrze znam i sprawiły, że w dziwny sposób przypomniało mi się dzieciństwo. Całość czytałam z zapartym tchem momentami odnosząc wrażenie jakbym czytała historię własnej rodziny, a moich rodzinnych terenów już na pewno.

Dziś Ślązacy o korzeniach przedwojennych stanowią tutaj mniejszość, dziś prawdziwymi Ślązakami, Ślązakami statystycznymi, są osoby o korzeniach gulaszowych. Gorole, nie hanysy, Zdzisław i Józef, nie Erwin i Achim.

Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku to pozycja fascynująca i ciekawa, a do tego okraszona zdjęciami oraz mapami. Uważam również, że jest to książka naprawdę ważna i potrzebna – nie tylko dla Ślązaków czy osób poszukujących własnej śląskiej tożsamości, ale (moim zdaniem) dla każdego. Zdecydowanie i szczerze polecam, naprawdę warta przeczytania.

7 komentarzy:

  1. Ostatnio natknęłam się na tę książkę o mam ją na mojej czytelniczej liście. Dobra recenzja, mam nadzieję, że będę miała podobne wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może kiedyś po książkę sięgnę. Co prawda wychowałam się na zagłebiu dąbrowskim, lecz 50% mojej rodziny to Ślązacy, u mnie w domu też w mowie pojawiały się te śląskie zaleciałości. O tożsamośći swojej jako należącej do jakiejkolwiek narodowośći raczej nie rozmyślam, nigdy też się jako ślązaczka nie nazywałam, lecz pamiętam, że gdy poszłam na studia, to dopiero osoby z innych cześci Polski uświadomiły mi, że mam typowo śląską intonację :-)

    pozdrawiam
    Help Book

    OdpowiedzUsuń
  3. Asiu, lubię bardzo Wydawnictwo Czarne. I jeśli książka pojawi się w bibliotece - sięgnę. Wiem sporo z opowieści Ślązaków i Zagłębiaków - o specyfice tego regionu. Serdecznie pozdrawiam :-) .

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się zdanie: Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą :D Cóż, ja przez większość życia uważałam ślązaków za buraków palących opony pod sejmem i zmuszających naszą gospodarkę do utrzymywania nierentownych kopalń dotowanych za wszelką cenę z naszych podatków tylko dlatego, że ślązacy potrafią głośno krzyczeć. Zdaję sobie sprawę, że to tylko niewielka grupa i postrzeganie w ten sposób całej społeczności jest niesprawiedliwe, ale tak to właśnie widzę. Może jednak ta pozycja pozwoli mi zmienić tę krzywdzącą opinię, bo poważnie się teraz zastanawiam nad lekturą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod sejmem opony palili pracownicy kopalń a nie Ślązacy. Kopalnie były nierentowne z powodu złego zarządzania przez ludzi nie ze śląska bo tak miało być taką tworzy się wizję śląskiej gospodarki . Zapominając o tym że Śląsk dwa razy odbudowywał Polskę .

      Usuń
  5. Jeśli ktoś lubi podobną tematykę, z pewnością będzie zadowolony z lektury. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam tę książkę całkiem niedawno, chociaż kupiłam ją po nagrodzie Nike. Dużo aspektów mnie zdziwiło, na pewno wiele różniło się od ogólnej narracji znanej w centralnej Polsce. Myślę, że ta książka jest warta przeczytania przez nie-Ślązaków - po prostu, by zrozumieć

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)