Tytuł: Komórka
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 427 (wyd. kieszonkowe)
Ocena: 3/6
Dopiero później zdał sobie sprawę, że ciało samo wie, jak
walczyć, kiedy trzeba. Na co dzień ukrywa tę wiedzę przed swoim właścicielem,
tak samo jak ukrywa umiejętność biegania, przeskakiwania przez strumień,
pokazywania komuś środkowego palca albo umierania, kiedy nie ma innego wyjścia.
Stephen King jest znanym pisarzem, którego wiele pozycji
zostało zekranizowanych. Dzięki mojemu Księciowi miałam okazję nazbierać już
kilka książek autorstwa Kinga, a Komórka jest jedną z nich.
Boston, pierwszy października, o 15:03 rozdzwoniły się telefony komórkowe na całym
świecie. Po tych sygnałach ludzie zaczynają zmieniać się w coś strasznego, dzikiego,
bezrozumnego i pałającego żądzą mordu tak, że są oni nazwani
"telefonicznymi szaleńcami". Clayton Riddell – twórca komiksów – jest
typem „bezkomórkowca”, co jest nader dziwne w dzisiejszym świecie, więc stoi
tylko jak otępiały patrząc się na to co dzieje się z resztą ludzi, jak
zmieniają się w monstra. Gdzieś poza Bostonem znajdują się jego żona i syna, a piesza wędrówka do tego miejsca
będzie dla niego prawdziwym koszmarem. Jedynym bezpiecznym miejscem jest
centrum stanu Maine, obszar znajdujący się poza zasięgiem telefonii komórkowej.
Spotyka on przypadkowo Toma i nastoletnią Alice, którzy również nie posiadają komórek
i teraz razem postanawiają połączyć siły i uciec od ataku zombie. Czy Claytonowi
uda się uratować żonę i syna? Co stanie się z nim i jego nowymi znajomymi?
Komórka należy do pozycji, które czyta się naprawdę szybko.
Język jest prosty, tak samo jak cała fabuła nie jest skomplikowana. Sam pomysł
na inwazję zombie przy użyciu komórek jest naprawdę ciekawa, moim zdaniem autor
nie wykorzystał do końca. Jest atak na początku książki, a później cisza, brak
ataków czy czegokolwiek. Jak Misery tego samego autora bardzo mi się podobało,
to Komórka już nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Jej akcja jest dość
monotonna, bez szczególnych zwrotów akcji, taka dość przeciętna… Ot, takie czytadło, nic więcej. Jak
komuś się nudzi, to może przeczytać. Ja i tak dalej zamierzam czytać książki
autora, zwłaszcza te, które dostałam od Księcia.
Na razie czytałam tylko dwie książki Kinga. "Misery" mnie zachwyciło, natomiast "Wielki marsz" bardzo rozczarował. Teraz, w ramach wyzwania zabieram się za "Stukostrachy" Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam inną książkę tego autora,muszę się przekonać:)
OdpowiedzUsuńMożenie najlepsza książka Kinga, ale i tak dobra :)
OdpowiedzUsuńLubię Kinga i jak będę miała okazję to przeczytam Komórkę :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się przekonać do tego autora.
OdpowiedzUsuńJa mam w planach "Carrie" na ten miesiąc ;)
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza książka Stephena :) Po przeczytaniu miałam podobne odczucia.
OdpowiedzUsuńJa sie teraz zaczytuje w "Wielkim Marszu" i powiem że jestem w połowie i nawet nie jest taka zła.
OdpowiedzUsuń